Galeria BWA zaprasza na wystawę:

Michał Slezkin

Jeden

 


Michał Slezkin -urodzony 12 lipca 1960 w Warszawie. Studia na ASP w Warszawie na wydziale grafiki w latach 1982- 1989. plakat w pracowni prof. Macieja Urbańca, malarstwo w pracowni Teresy Pągowskiej.

 

Są spotkania, które stawiają w zupełnie nowym świetle nasze dotychczasowe pojmowanie (fragmentów) świata. Może nie przewartościowują, ale pozwalają na spojrzenie z innej strony. Otwierają oczy na te fakty, które dotychczas ukryte były za fasadą pozorów, łatwych ocen, stereotypów. Dają możliwość odkrywania nieznanych przedtem przestrzeni myśli. Są ożywcze. Spotkanie z Michałem Slezkinem, jego sposobem myślenia o sztuce było dla mnie takim właśnie zdarzeniem. Jeśli nawet da się oddzielić twórczość od twórcy, to w jego wypadku jest to i trudne, i niepotrzebne.

W pracowni artysty spoczywa obiekt, połyskliwy, niby przeźroczysty, czerwonawy, monolityczny. Nadmiar przymiotników jest tu tylko wyrazem bezsilności opisu wobec tajemniczości tego czegoś. Co wygląda na stworzone w zupełnie nieznanym celu. Co może nawet żyło lub ożyje. Jest niedostępne, niedefiniowalne, jest. Przywołuje skojarzenia z tajemnicami z ulubionych filmów, które można oglądać po wielokroć i bez znużenia. Gdy patrzyłem na TO, uparcie przychodziła mi do głowy wittgensteinowska mądrość, – „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”.

Czerwień z wnętrza monolitu, pojawiająca się w obrazach Slezkina, w dwóch bezustannie powtarzanych motywach, przywodzi na myśl organiczną materię, na pograniczu rozkładu. Znów nie wiem, oddaję głos: Dorota Monkiewicz napisała „Slezkin jest czułym, subtelnym malarzem, a zarazem osobą o wielkiej, wewnętrznej integralności. Myślę, że zasługuje na kredyt zaufania w swoich instynktownych działaniach, których przesłanki trudno mu a priori definiować, a sensy wypełniają się zawsze z opóźnieniem. To nie Slezkin określa swoją sztukę, lecz to jego sztuka stopniowo mu się odkrywa.” (EXIT, nr /2005).

I jest jeszcze „Państwo”, niezwykły projekt zapoczątkowany przez Ojca artysty jako pomysł utopijnego państwa, kontynuowany wspólnie i obecnie rekonstruowany przez Michała jako projekt artystyczny. Świat tyleż będący odbiciem rzeczywistego, co będący w swoim czasie rodzajem ucieczki w elegancję popkulturowych mitologii. Papierowe społeczeństwo czeka ciągle na ujawnienie, prawdopodobne, bo Michał Slezkin otacza je czułą opieką.

Slezkin pracuje też w materii filmu, gdzie spotyka się obraz z dźwiękiem, inspirują go te filmy, gdzie najistotniejsze jest niedopowiedzenie, w dużej mierze rozgrywające się na styku kształtów i muzyki.

Świat niedefiniowalnej tajemnicy, niemożliwości rozjaśnienia ciemnej czerwieni, niewytłumaczenia trasy malarskiego gestu, nie jest jakimś malarskim rajem „poszukiwania formy idealnej”. Tu naprawdę niewiele wiadomo, więc może lepiej pomilczeć.

Spotkanie z Michałem Slezkinem (świadomie nie piszę – z twórczością) jest przyjemnością z gatunku bezinteresownych sytuacji, w których obdarzamy się nawzajem potencjalnie możliwymi odkryciami nowych krain. Ale to wcale nie musi się zdarzyć. Potencjalność jest tu najważniejsza. I wszystko zależy od wszystkich.

 

Cheddar Nahu (aka Wojciech Kozłowski)

Zielona Góra, styczeń - luty 2007