Galeria BWA zaprasza na wernisaż 12.06.08 o godzinie 18.00

Anna Okrasko

"Te prace nigdy nie będą miały tytułu"

Wystawa będzie czynna do 06.07.08

 


 

Galeria BWA w Zielonej Górze zaprasza na otwarcie wystawy malarstwa

Anna Okrasko

"Te prace nigdy nie będą miały tytułu"

12 czerwca 2008 o godzinie 18.00

wystawa czynna do 06 lipca 2008

ANNA OKRASKO

Urodziła się w 1981 roku w Warszawie. W latach 1999-2004 studiowała na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w pracowni prof. Leona Tarasewicza. Dyplom obroniła w 2004 roku. W 2005 roku odbyła podyplomowy staż w Międzywydziałowej Pracowni Intermediów krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Mieszka i pracuje w Warszawie.

Obrazy Anny Okrasko w większości przypominają malarskie notatniki. Często wykorzystuje w nich tekst lub znaki graficzne nanoszone na płótno za pomocą szablonu. W ostatnim czasie zaczęła tworzyć obrazy monochromatyczne. W jej twórczości dają się wyodrębnić dwa wiodące wątki: problem feminizmu oraz funkcjonowania w ramach środowiska artystycznego, stereotypów dotyczących artystów, "artystycznej produkcji". Oba wątki łączy osoba artystki - kobiety-malarki.

Najwazniejsze wystawy indywidualne:

"MÓJ PROFESOR MALUJE W PASKI A JA W GROSZKI, BO TO JEST BARDZIEJ DZIEWCZĘCE" - dyplom, 2004

"JAK SIĘ ROBI OBRAZKI" Galeria Zakręt, Warszawa 2004

"ZNICZE DLA OJCA ŚWIĘTEGO" Pracownia Otwarta, Kraków 2005

"NIE MA DNIA BEZ KRESKI" Galeria Klimy Bocheńskiej, Warszawa 2006

"CHOPPERS" Centrum Sztuki Współczesnej, Warszawa 2007

BEZ TYTUŁU (A PEPE ESPALIU), Czarna Galeria, Warszawa 2008

 

z tekstu Karola Sienkiewicza na http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/os_okrasko_anna

 

 

Ewa Małgorzata Tatar

 

Wyrzut sumienia

 

Ania Okrasko (ur. 1981) jest wyjątkową malarką. Jej malarstwo nieustannie zaskakuje: i formą, i przestrzeniami znaczeń, do których się odnosi. Artystka jest absolwentką Wydziału Malarstwa ASP w Warszawie. Już  w trakcie studiów jej działania zostały dostrzeżone i uznano ją za jedną z najciekawszych indywidualności młodej sceny artystycznej w Polsce.

 

Dyplomowa realizacja Mój profesor maluje w paski a ja w groszki, bo to jest bardziej dziewczęce (2004) była ironiczną grą z malarstwem przez duże M. Artystka, malując na wielkoformatowych płótnach różnokolorowe kompozycje z grochów, zakpiła sobie nie tylko z malarskiej tradycji, ale także oskarżyła Akademię o seksizm. Wątek braku równouprawnienia adeptów i adeptek sztuk pięknych podniosła już wcześniej, w 2003 roku, kiedy na Wydziale Malarstwa warszawskiej ASP ściany korytarzy pokryły się różem i pojawiły się na nich odmalowane z charakterystycznych szablonów hasła: tezy wykładowców, ale także deklaracje samych studentek - Malarki to żony dla malarzy, Ja to maluję takie małe wrażliwe obrazki najchętniej portrety psów, Kobieta posiada naturalne predyspozycje do smażenia kotletów. Można powiedzieć że ten kotlet jest w niej zakodowany, Biust to taki samograj w sztuce (2003). Okrasko wykorzystując je postawiła pytanie nie tylko o mobbing stosowany wobec przyszłych artystek, ale także o ich bezkrytyczne podporządkowanie się zaistniałej sytuacji.

Ostatnie projekty Ani Okrasko wydawały się penetrować przede wszystkim meandry świata sztuki, analizować kondycję artysty i jego uwikłanie w twórczość, ze szczególnym uwzględnieniem malarstwa. Nie ma dnia bez kreski (2006) to cykl wielkoformatowych monochromów wykonanych przy pomocy tuszu z długopisów. Przewrotny tytuł odwołuje się do mitów o artystycznym życiu: twórczej pasji i pasji życia. To jednak także parafraza modernistycznej sztuki - sztuki „czystej", „wysokiej", sztuki autoreferencyjnej. Podobnie postrzegać można pokazywaną w 2008 roku w warszawskiej Galerii Czarnej Bez tytułu (a Pepe Espaliú) - wystawę złożoną z 3080 prawie identycznych, maleńkich (10 x 10 cm każdy), rysowanych grubym grafitem obrazów zawieszonych jeden przy drugim w ciasnym korytarzu. Te dwie realizacje Ani Okrasko moim zdaniem można śmiało sytuować w obrębie tendencji postminimalistycznych we współczesnej sztuce. Jako postminimalistyczne  - w opozycji do transcendentalnego, poszukującego uniwersum minimalizmu - w historii sztuki określane są realizacje wywodzące się z konceptualizmu, „ale o zdecydowanie sensualnym charakterze" - jak pisze Maria Hussakowska. Okrasko, podobnie jak minimaliści, wykorzystuje „metodologię serii", jednak podkreśla w swoich malarskich instalacjach rolę intymnego kontaktu z dziełem sztuki - pozwala widzowi oglądać nie tylko samą realizację, ale także zużyty do jej powstania materiał (wypisane długopisy w Nie ma dnia bez kreski), czy też naraża oglądającego na kontakt z pracą - kontakt nie do końca świadomy i nie zawsze chciany, jak w przypadku ołówkowego pyłu unoszącego się w korytarzu-instalacji artystki w Galerii Czarnej. Co warto zaznaczyć, prace malarskie Ani często wykonywane są „z metra" - najpierw powstaje płótno - artystka maluje na rozciągniętym na ziemi materiale (niczym klasyk współczesności i figura machizmu w sztuce - Jackson Pollock, ale w przeciwieństwie do niego) siedząc na nim, chodząc po nim, nieustannie będąc z nim w fizycznym kontakcie. Dopiero po zamalowaniu płótna, naciąga je na blejtramy. Jej najnowszy projekt: Te prace nigdy nie będą miały tytułu (2008), jest konsekwentnym działaniem wynikającym bezpośrednio właśnie z tych poprzednich prób.

 

„Czy kobiety potrafią malować?" - to pytanie zostało zadane w tytule napisanej przez Marka Staszyca dla „Życia Warszawy" recenzji z podyplomowej wystawy Ani Okrasko. Pewnie zada je także niejeden sceptyczny wobec sztuki najnowszej, zwiedzający aktualną wystawę artystki w zielonogórskiej BWA. Na pokazywany tam projekt Ani złożyły się bowiem zbierane przez nią i darzone sentymentem, jak sama mówi, ze względu na pracę, czas i energię zainwestowane w proces tworzenia, obrazy. Nie pokazano jednak płócien naciągniętych na krosna. Pokazano poszarpane, podarte płótna - wirujące malarskie f(r/l)aki: „Zbieram swoje nieudane, albo zepsute prace. Nie umiem ich wyrzucić [...]. - mówi w rozmowie ze Stachem Szabłowskim artystka - Płótna zalegają w mojej szafie jak wyrzut sumienia. Muszę je zatem pokazać, w taki sposób, żeby nie było ich widać".

 

Te prace nigdy nie będą miały tytułu to instalacja złożona z 12 elementów połączonych nad głowami widzów - na wysokości 2 metrów - drewnianym stelażem. Każda z ustawionych od siebie w odległości 1,5 metra, w czterech rzędach, części, to autorska konstrukcja - rodzaj szczoty o wysokości 160 cm - dodajmy, że to wzrost samej artystki - powstałe poprzez nabicie na metalowy pręt kolejnych pomponów utworzonych z pociętych w paseczki, nieudanych - jak twierdzi Ania - akryli na płótnie. Krosna z owych obrazów wykorzystano, aby skonstruować do każdej ze szczot konstrukcję mocującą - stelaż trzymający ją w pionie, ale także skrywający elektryczny mechanizm obracający poszczególnymi elementami. Podłączone do operatorskiego stołu elementy instalacji będą się obracały wokół własnej osi - wszystkie w tym samym kierunku - raz wolniej, raz szybciej, unosząc strzępy malarstwa, które w oku widza utworzą coś na kształt kolorowej tęczy. Każda ze szczot - jak pieszczotliwie nazywa je Ania - ma bowiem inną barwę, gdyż powstała z innego płótna - malarki bardzo oszczędnie dobierającej kolejne walory barwne. Jednak ostateczny efekt realizacji to niezwykła ich dekoracyjność, ornamentalność, wręcz jarmarczność ludowej spódnicy, wirującej jak w Kołomyjce Teodora Axentowicza. Ze względu na te interpretacyjne skojarzenia, wydaje mi się, że Te prace...wynikają z konsekwencji artystki. Z jej poszukiwań nie tylko malarskich walorów i możliwości obrazu, z gry z historią sztuki (niektóre z pociętych prac należą do cyklu inspirowanego historią polskiego malarstwa), ale także z jej namysłu nad płcią sztuki, gdyż, jak pisała Monika Branicka analizująca prace Okrasko: „Rzeczownik >>sztuka<< to jedyny rzeczownik w języku polskim, który ma rodzaj żeński, ale jest mężczyzną".

 

„Teraz robię pracę o wstydzie. O tym, że wstydzę się swoich nieudanych prac" - mówi sama Okrasko. Choć czasem efekty nie odpowiadają jej oczekiwaniom, bardzo długo pracuje nad każdą z realizacji. Przypominające świąteczne pozytywki-choinki czy też rodzaj wirującej wokół własnej osi lalki szczoty mogą być - o czym świadczy choćby symboliczny wzrost szczot, taki sam jak wzrost artystki - symbolicznym autoportretem. Ów akt kręcenia się w miejscu, ale wobec własnej osi, może być tożsamy z zachowaniem się twórczyni wobec swojego dzieła: „Malarka kręcąc się w kółko wstydzi się trochę mniej. Czuje się bezpieczniej", twórczyni pełnej wątpliwości, pełnej wstydu. Praca Ani może być traktowana jako metafora twórczej męki, udręki towarzyszącej powstawaniu realizacji i obnażaniu się samej twórczyni, w momencie, kiedy ją wystawia. Może być metaforą kobiecego lęku przed autorstwem, przed sukcesem, często mylonego z kokieterią: „zdałam sobie sprawę, że w ukrywaniu prac [...] jest coś więcej niż tylko lęk przed kompromitacją [...]. Jeszcze ważniejsze jest poczucie bezsilności, przekonanie, że nie jest się zdolnym do zaproponowania własnej, spójnej, prawdziwej i szczerej wizji świata".

 

Idąc dalej tym tropem, można by zaryzykować porównanie owych szczotek do mioteł omiatających gęste powietrze galerii - mikroświata odbijającego przestrzeń całego środowiska sztuki. Mioteł jako wiedźmowej metafory - symbolu odczarowywania nie tylko przestrzeni wystawienniczej i figury samej artystki i jej wytworu, ale także wskazującej na symboliczną figurę tego-co-kobiece w patriarchalnej kulturze. Ania Okrasko proponuje nam swoisty recycling swoich własnych - jak twierdzi nieudanych - prób. Jej praca powstała bowiem ze ścinków obrazów traktowanych przez samą artystkę jako śmieci, odpady. Wystawa skonstruowana została wokół oryginalnie podanego, dotychczas nie pokazywanego archiwum artystki. Jej warsztatu. Jej kuchni. Kuchni, gdzie gniją odpady. Gnijąc - możemy kontynuować - dają jednak nowe życie. Tak właśnie - jako metaforę kobiecej egzystencji, na śmieci chce patrzeć Katarzyna Czeczot. Tu ten akt rewitalizacji własnych rozczarowań możemy także potraktować jako przewrotny akt (auto)destrukcji, samobójstwa, zamachu na własną podmiotowość, który jednak jest zarazem aktem autostanowienia. Artystka stanowi siebie i swoją sztukę poprzez język - własny język malarski, w którym przepisuje to, do czego przywykliśmy - na obrazy, patrzenie, na inne zmysły, przy pomocy których możemy jej twórczości doświadczyć. Bardzo ważny wydaje mi się w tym wypadku dotyk, kontakt fizyczny, bezpośrednie doświadczanie dzieła sztuki. Prace Ani Okrasko, można zatem postrzegać także jako specyficzną pracę z tekstem - tu jednak nie rozumianym literalnie, ale jako tekst malarstwa - jego sedno.