Wystawa zorganizowana wspólnie z Galerie Martin Martens, Berlin.

uczestnicy: Dawid Adam, Antje Blumenstein, Lisa Junghauss, Matthias Kanter, Jenny Rosemeyer

 


 

Użycie pejoratywnnego określenia jako tytułu wystawy, świadczy o takim nasileniu arogancji, że zakrawa to wręcz na autoironię. Niedawno dwaj panowie w czarnych garniturach stali w Berlinie przy dworcu metra na Rosa-Luxemburg-Platz, w pobliżu Volksbuehne i Klubu Polskich Nieudaczników, prezentując plakat z ofertami "fuch" w Polsce. Znalazły się tam tak obiecujące propozycje, jak sprzątanie podłogi na Zamku Królewskim w Krakowie. Opłaca się więc udać do Polski, mimo tego, że ta świadomość do Niemiec jeszcze nie dotarła. Chociaż polskie uniwersytety prezentowały się na campusie uniwersytetu w Dreźnie, trudno było sobie wyobrazić studentów chętnych na studia w Polsce. Pewnie jeszcze do tego dojdzie. Podobnie jak w Lipsku czy Halle, które odnoszą korzyści z racji swojej inności i socjalnego zaangażowania, w przeciwieństwie do sytych miast Zachodu.

Nic więc dziwnego, że ponownie artyści są na pierwszej linii i realizują świadomie wystawę w małej polskiej "kunsthalle" w Zielonej Górze . Do tego są to nawet artyści berlińscy, można więc powiedzieć, najlepsi jacy są obecnie w Niemczech.

A trudy podróży na wschód się opłaciły. Nie tylko dlatego, że galeria BWA mogła zaprezentować bardzo aktualny przegląd postaw artystycznych niemieckich twórców, lecz również dlatego, że artyści osiągnęli jasne przesłanie swojej sztuki, umotywowani możliwością wystawy w odmiennym klimacie kulturowym.

Rozpiętość treści sięga od od adaptacji romantycznego "Mnicha nad morzem" Lisy Junghanss, do pracy Antje Blumenstein, wariacji motywu "słodkiej bryji", tym razem z waty cukrowej. Lisa Junghanss wykorzystuje motyw z ponurego, melancholijnego obrazu Caspara Davida Friedricha i przetwarza go w zapętlone video. Główną bohaterką jak zwykle jest ona sama. Słowa na ścianie towarzyszą obrazowi i wbrew wszelkiej romantyce nadmorskiej, sprowadzają temperaturę stosunków międzyludzkich do "trochę powyżej zera" Przypomina to inny obraz Friedricha "Rozbita nadzieja". Statek, który unieruchomiony jest w połamanych i zachodzących na siebie krach lodowych. Chłód krótkich pętli filmu przekazywany jest na płaszczyźnie dźwięku poprzez użyte chóry, jako ciągle powracające momenty pożegnania, zamilknięcia. Średniowieczny mnich jest symbolem zamyślenia i pogrążenia się w sobie, pustelnictwa i samotności. Każdy jest sam a Bóg przeciwko wszystkim.

Instalację Antje Blumenstein najtrafniej można określić jako "kleistą". Przynajmniej w detalu. Artystka często pracuje z materiałami nietradycyjnymi, jak styropian. W ten sposób związana jest z tendencją "nowego ubóstwa" w rzeźbie. Nie ten szlachetny, ale trywialny produkt społeczeństwa, które wyrzuca swoje produkty na śmietnik jest jej tworzywem rzeźbiarskim. Gdzie tylko spojrzę, widzę upadek i zepsucie, powiedział Ian Hamilton Finlay (mimo tego, że pracuje w kamieniu). Nowa generacja rzeźbiarzy nie ma zaufania do dzieł tworzonych dla wieczności. Różni się w tym od przesłanek Arte Povera. Wygląda na to,że pogodziła się z tym, że wszystko co egzystuje, ulegnie zniszczeniu i warte jest tego upadku. Także rzeźba Antje Blumenstein jest symbolem Vanitas w swojej rzeźbiarskiej nietrwałości.

Malarstwo na wystawie przedstawia się z zamierzenia chłodno. Romantyka została w domu. Matthias Kanter przedstawia odmienny koloryt wschodu, na bazie fotografii zrobionych podczas krótkich wycieczek, 10 lat temu z Drezna do Polski. Jest w tym coś odmiennego. To porównywanie temperatury kolorytu wschodu do malarstwa ma w sobie coś specyficznego. Za Odrą ma się uczucie wkraczania na obszar kolorytu a la Russ. Kanther egzaminuje te kolory według ich malarskich wartości i stwarza w tym wypadku serię całkiem wyjątkową, zaprezentowaną tutaj pierwszy raz. Kruchość obiektów artystycznych, urok wyblakłych farb na ścianach domów stwarzają jedyne w swoim rodzaju poczucie melancholii. Sublimacja wzrasta poprzez użycie środków abstrakcji. Motyw pierwotny wędruje na drugi plan i prawie zanika w obrazie. Matthias Kanther podąża za strategią malarstwa bez emocji. Obraz jest ostatecznie tylko kolorem, powierzchnią i przestrzenią. W ten sposób sprowadza go do jeszcze jednego klasycznego dyskursu o kanonach malarstwa.

David Adam pokazuje zbiór obrazów mogących służyć jako przykłady kształcenia sposobu widzenia. Z wykształcenia malarz po wyższej szkole artystycznej w Dreźnie, podobnie jak i wszyscy artyści biorący udział w wystawie. Różni się od swoich kolegów, ponieważ przez lata poświęcil się deklinacji malarstwa środkami fotografii. Teraz na podstawie tych studiów powrócił do klasycznych środków wyrazu, pędzli i farb. Jego prace nie są uproszczeniami obrazów, bardziej w oparciu o malarstwo w klasycznym wymiarze, przekazuje pytanie dotyczące percepcji i wartości w fotografii jako podstawy tworzenia obrazów i ich odbioru jako malowanych obiektów. W ten sposób tematyzuje szerokie tło ostatnich 15 lat. Jest to pytanie, co właściwie widzimy i jak funkcjonuje obraz na bazie mediów technologicznych. Tu na przykładzie obiektu malarskiego można wyrobić sobie konkretny osąd i nie pogrążać się w teoretycznych rozprawach. Jest to w najlepszym tego słowa znaczeniu materiał poglądowy o malarstwie.

Inaczej kształtuje się sprawa u Jenny Rosenmayer. Czarno-białe prace są prywatnymi inscenizacjami przestrzeni, mutującymi w kierunku miejsc do urządzania przedstawień. Tylko aktorów najczęściej brak. Są to aranżacje zagęszczane poprzez użycie różnych mediów, jak wycinanki, fotografie czy kserokopie.

To, czego sobie życzy w tych pracach wskazuje na czarny, zaczarowany las, w którym tło, obiekty, aktorzy i płaszczyzny wymieszane są z sobą i stanowią jedność z powierzchnią obrazu. Nie można uwolnić poszczególnych płaszczyzn. Używając "warstw" i "morphingu" Jenny Rosenmayer rozwija ciągle nowe warianty wyczuwalnej temperatury. Każdy detal może być punktem wyjścia do nowego obrazu. Może być powiększony albo pomniejszony, wycięty, skopiowany albo kolażem. Przypomina to gabinet doktora Caligari. Ale bez ekspresjonistycznej otoczki.

Czyli w Polsce też można wykonać "job", a w tym wypadku we współczesnej, zaangażowanej sztuce.

 


 

There are no images in the gallery.