30.03- 22.04.2007
POLA DWURNIK "Miałam chłopaka z Zielonej"
(1979 Warszawa, mieszka tamże)
Malarka, rysowniczka. W 2003 roku ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, w 2005 pobyt artist in residence w Bazylei. W latach 2001-2003 redaktorka naczelna pisma "Sekcja", w latach 2002-2003 kurator Galerii Zakręt w Instytucie Historii Sztuki UW. Zadebiutowała w 2000 roku cyklem obrazów będących powiększonymi kopiami banknotów NBE. Od 2003 roku zajmuje się dokumentowaniem w formie komiksu miejsc, w których bywa, i ludzi, których spotyka (np. w Świetlicy Rastra). Jest także autorką filmu o swoim ojcu, Edwardzie Dwurniku, Z kamerą wśród artystów i ilustracji do książki Pytania do seksuologa dr Andrzeja Depki. Obecnie maluje wielkoformatowe autoportrety oraz powiększa na płótnie zdjęcia rentgenowskie (Nokturny).
www.poladwrurnik.com
Tekst pochodzi z katalogu "Malarstwo Polskie XXI w.", Zachęta, Narodowa Galeria Sztuki, str. 78.
NASTOLATKA Z BURZĄ HORMONALNĄ -"Mam chłopaka z Zielonej" to tytuł jednego z twoich najnowszych obrazów. Na płótnie widać niewyraźny krajobraz - ulice, pomnik, mur, drzewa, dom, a na pierwszym planie namalowałaś tajemnicze sznury kolorowych kulek. Cześć z nich spokojnie leży na czymś w rodzaju parapetu, a cześć unosi się powyżej. Na drugim obrazie sytuacja całkowicie się zmienia, a tytułowe "mam" zastępuje "miałam". Na innym płótnie widzę wyzywającą dziewczynę w czarnym gorsecie i w hełmie, a poniżej rozwija się średniowieczna wstęga ze zdaniem "My sex therapist told me..." Na mniejszym płótnie obok platynowa blondynka spogląda z obawą do góry, gdzie widnieje naklejony na obraz czerwony napis "Nie zrobisz kariery", a z oka blondynki płynie piękna, kolorowa łza - wlepiona w płótno streetartowa vlepka. O czym jest ta wystawa?
-"Twoje malarstwo jest jak malarstwo nastolatki z burzą hormonalną"- tak powiedział kiedyś mój kolega. Później został moim chłopakiem. A potem moim byłym chłopakiem. I właśnie o tym jest ta wystawa - o burzy hormonalnej.
- O burzy hormonalnej?!
- Tak. O nagłym zmienianiu decyzji, wpadaniu ze skrajności w skrajność, przesadzaniu, buntowaniu się, podniesionej adrenalinie. O nieustającej euforii i zjawiającej się znienacka depresji.
- Czyli o dojrzewaniu?
- O właściwościach procesu dojrzewania. W moim przypadku to bardzo długo trwa i nie wiadomo jak i kiedy się skończy, ale samo w sobie jest niesamowite - całkiem dosłownie przypomina burzę. Błysk, trzask, cisza. Błysk, trzask, huk i deszcz! Pomruk, chmura, błysk i znowu błysk. A potem czarno i głucho. I zbiera się na kolejną burzę.
- A słońce?
- Słońce to dorosłość, stabilizacja, spokój. Ja jeszcze jej nie osiągnęłam.
- Ale jest to także wystawa o maskaradzie, tworzeniu scenografii, ubieraniu się w kostium, mówieniu zainscenizowanymi gestami. "Siedem grzechów głównych" to młode, eleganckie kobiety w biurowych ubraniach. Są odwrotnością personifikacji grzechów, jakie znamy z historii sztuki.
- Nie będę malować potworów jak Bruegel, jestem współczesnym twórcą. Żyjemy w czasach perfekcyjnie opracowanej maskarady i manipulacji, o czym na codzień zapominamy. Uśmiechnięte panie w obojętnych marynarkach to współczesne ucieleśnienie grzechów, które nauczyliśmy się doskonale maskować. Na obrazie odsłania je teatralna kurtyna, a podnosi ją sama Pycha z pawim piórem we włosach. Pychy nie da się ukryć i nie wstydzimy się jej, żyjemy w czasach jej kultu. Niektórzy przekuwają ją nawet w narzędzie skutecznej autopromocji.
- A co powiesz o "I Am Married to Painting"? Czy ten obraz nie jest czasem pełen pychy? On budzi skrajne reakcje.
- Oczywiście, jest pełen pychy i taki ma być. W historii sztuki malarki portretowały się albo z nadmierną skromnością, albo - już później - nago i często z dużą dawką ekshibicjonizmu. Postanowiłam znaleźć trzecią, ale równie ekstremalną drogę. "I Am Married..." wzorowany jest na portretach Królowej Anglii Elżbiety I: The Rainbow Portrait, The Ermine Portrait, The Hardwick Portrait i The Peace Portrait, na którym zresztą krój królewskiej sukni jest w tzw. "stylu polskim"...
- Dlaczego namalowałaś na swojej sukni dzieła sztuki?
- Na wspaniałym The Hardwick Portrait suknię Elżbiety zdobią rozmaite wyobrażenia zwierząt i roślin. Jest to jeden z elementów starannie opracowywanej ikonografii przedstawień monarchini - Elżbieta jest nie tylko królową ludzi, jest nią także w królestwie zwierząt i roślin. Ja namalowałam siebie jako królową malarstwa, więc naniosłam na suknię dzieła sztuki XX wieku. To tak jakbym sugerowała, że jestem królową wszystkich sztuk!
- No tak, nie ma w tej pracy miejsca na skromność...
- Absolutnie nie ma. A jeśli ktoś odczytuje ją dosłownie, to wiesz, cóż mam powiedzieć, taki poziom dyskusji mnie nie interesuje. Ale oczywiście chciałam od początku, żeby był to obraz na krawędzi, budzący skrajne emocje.
- Niechęć krytyki?
- Także, przecież ten obraz jest zaprzeczeniem aktualnych standardów dobrego malarstwa, które jest najlepiej przyjmowane gdy jest małych rozmiarów, operuje ograniczoną kolorystyką albo jest czarno-białe, jest namalowane syntetycznie, najlepiej jednym gestem, no i nie jest narracyjne. Ale nie jest to krytyka - wprost przeciwnie, jestem miłośniczką współczesnego, intelektualnego malarstwa i dlatego postanowiłam poprowadzić z nim trochę prowokacyjną grę.
- Wynika z tego, że "I Am Married..." nie opatrzony odpowiednim komentarzem lub kontekstem może zmylić odbiorcę.
- Nie każdego. To zupełnie nie udało się w spotkaniu z Łukaszem Gorczycą, który prawdopodobnie odszyfrował moje intencje i ani mnie nie wyśmiał, ani nie skrytykował, ani nie przemilczał. Ten obraz wyraźnie najbardziej mu się podobał. Zresztą nie tylko jemu. A tak na marginesie to dosyć paradoksalne jak wymyśliłam "I Am Married to Painting". To było dwa lata temu w Bazylei - rysowałam portret mojej znajomej, a na przeciwko wisiało duże płótno Agnes Martin. Na jego idealnie białej, płaskiej powierzchni srebrzyły się cieniutkie, poziome i pionowe linie - delikatna jak pajęczyna siatka prostokątów. Na obrazie nic wiecej nie bylo i, abstrahując od intelektualnego podłoża sztuki Martin, mogłam śmiało powiedzieć - to był obraz ekstremalny! Pomyślałam wtedy: "Tak! Malować ekstremalne obrazy - to jest to!"
- Na wystawie będą też inne, mniejsze płótna o sytuacjach, które jak mi wcześniej mówiłaś "bardzo trudno opisać i jeszcze trudniej namalować". Wśród nich "Miałam chłopaka z Zielonej". Naprawdę miałaś chłopaka z Zielonej? Czy chodzi o Zieloną Górę?
- Tak. Ale to tytuł obrazu a nie artykułu w pisemku. Niczego na ten temat więcej nie powiem.
- Wobec tego kończy się nasza pierwsza rozmowa, za którą Ci serdecznie dziękuję. I mam nadzieję na następne.
- Ja mam na razie dosyć. Zapraszam na wystawę.
Z Polą Dwurnik rozmawiał Artur Kinruwd, Warszawa, marzec 2007