Przemysław Matecki

Malarstwo

17.11 - 10.12.06


 

Co sprawia, że jednych słyszymy lepiej a innych wcale? Dlaczego tym pierwszym robimy wystawy, piszemy o nich teksty, rozmawiamy o ich pracach? Dlaczego Matecki?
Poniżej umieściłem odpowiedzi na to pytanie – wybaczcie ich osobisty ton. Są mieszanką pozarozumowych intuicji i opisu świadomie podejmowanych wyborów, przeczuć i wiedzy o przedmiocie, luźnej spekulacji i głębokiego przekonania . Wynikają z oglądu twórczości i spotkań z artystą.  Podstawą jest tu jednak wiara w istotne wartości postawy Przemysława Mateckiego. Bowiem:


-Nie ma w tym malarstwie jednej fałszywej nuty. Przynajmniej nigdy  jej nie usłyszałem. Matecki jest szczery aż do granic naiwności i wypowiadania prawd (pozornie!) oczywistych. Jego szacunek do materii malarstwa, rodzajów farb, ich właściwości, jest nierozerwalnie sprzężony z odrzucaniem tak ciągle popularnej idei „malarskiego wtajemniczenia”. Matecki po prostu używa różnych farb i wie jak to robić. Bardzo lubię, kiedy opowiada o zastosowaniu w malarstwie zwykłej farby olejnej. Podłoże może być zwykłym, zagruntowanym płótnem, ale też kawałkiem deski albo starym plakatem. Liczy się to niemierzalne, trochę tajemnicze podjęcie decyzji o zetknięciu farby i przedmiotów świata zewnętrznego.
- Jest w tej twórczości ukryta poważna refleksja nad stanem naszego świata, nad nierównomiernością podziału dóbr, wykluczeniem,  wszechwładzą mediów. I jest poczucie unikalności jednostkowego istnienia przy pełnej świadomości jego kruchości i przemijalności. Matecki zna świat, który go otacza. I wcale nie jest pesymistą, tak go rozumiem, choć mogę się mylić. Trochę chyba chce zmienić, ale wie przecież, że nie bardzo się da.
- Zna świat,więc posługuje się jego mediami. Gotowe zdjęcie z gazety, jego kopia, wielokrotna odbitka w różnej skali - ich użycie, kolekcjonowanie, zamalowanie, czasem do granic poznawalności, są wyrazem pogodzenia się z obecną sytuacją obrazu (w znaczeniu wszelkiego odwzorowania), ale też (jak dla mnie) rodzajem walki z jego wszechobecnością.
- Matecki nie wstydzi się swojego zainteresowania śmieciami. To nie jest fetyszyzm ani kokieteria, ani abjectowa fascynacja, ani też podejście ekologiczne, to jest świadomość użyteczności, istotności śmieci. Są one dla niego ciągłą inspiracją i obszarem czynnie uprawianego recyklingu. Czasem to prosta niechęć do marnotrawstwa, czasem poszukiwanie rzeczy, których nie da się mieć w inny sposób. A poza tym są śmieci odwróconym obrazem świata.
  -  Od lat gra swoją muzykę, traktując ją jako równie istotną jak malarstwo, sferę aktywności. Wielu artystów słucha muzyki, niewielu ją uprawia, choć często by chcieli.
  -  Matecki ma poczucie humoru, co w polskiej sztuce nieczęste. Nie jest wyrafinowane, kojarzy się z najprostszym gestem  domalowania wąsów na wyborczym plakacie. Zawsze śmieszna jest drwina z nadętych autorytetów!
- Zna swoją wartość. Potrafi ją uzasadnić i nie oszukuje siebie ani otoczenia, że nie zależy mu na uznaniu dla tego, co robi. Co ciekawe,  jego malarstwo często podoba się ludziom o bardzo różnych preferencjach. Tym, którzy szukają tylko estetyki i tym, którzy odczytują obraz jako komunikat.
-  Kiedy obserwuje się czyjąś pracę przez lata, można być bardzo obiektywnym, albo nie być wcale. Jestem w pół drogi pomiędzy zdystansowaną obserwacją działalności Mateckiego, a fascynacją jego konsekwencją i poczuciem sensu uprawiania malarstwa jako narzędzia ciągle aktualnego. Znakomicie nadającego się do opisu i komentarza świata, w którym powstaje i w którym jest. Matecki umie chodzić po szkle. I to wcale nie jest przenośnia.

Wojciech Kozłowski