Włodzimierz Pawlak tak pisze o swoich artystycznych początkach: "Malarstwem zainteresowałem się w dzieciństwie, gdy Tato pozwolił mi pomalować furtkę na zielono". Nie ma w tym wiele przesady, choć jest i myląca sugestia. Pawlak jest malarzem "z urodzenia" -mato kto miał tak utrudnioną drogę do zdobycia profesji artysty, a mimo to pokonał ją - ale nie jest prześmiewcą, który deprecjonuje ten zawód i wysiłek weń wkładany.
Gdy jako 28-latek kończył studia w 1985, miał już za sobą blisko trzy lata doświadczeń i osiągnięć, weryfikowanych nie przez profesorskie korekty, lecz publiczność wystaw i niezależnych kuratorów życia artystycznego. Czas ten należy oczywiście liczyć od związania się artysty, wówczas studenta III roku ASP, z Gruppą.
Dwa cykle prac z 1983 roku stoją u początku drogi artystycznej Pawlaka: "świnie" (malarstwo) i "Muchy" (collages wykonane jako zadanie w pracowni Ryszarda Winiarskiego, równolegle z aneksem do pracy dyplomowej Kowalewskiego). Oba dają wyraz ówczesnym nastrojom: "świnie" jako odreagowanie, swoista cicha zemsta, "Muchy" jako przeniesienie tych emocji w rejony ogólnej refleksji, wspartej lekturą "Ziemi UIro" Miłosza. Od tych prac aż do roku 1989 pozostanie Pawlak artystą czujnym na impulsy społecznej i politycznej rzeczywistości Polski.
W roku 1984 eksponuje z Gruppą obrazy olejne, w których graficznie potraktowany główny motyw usytuowany jest na neutralnym tle o mdłej kolorystyce, jakby imitującej ściany i lamperie urzędowych korytarzy. Kontrastuje z nią drapieżne, drwiące lub sięgające spraw ostatecznych przestanie tych prac ("Połóż się koło mnie", "Proces wyrzynania się ząbków u przeciętnego dziecka", "Droga od człowieka do Baranka Bożego", "Droga do Jury Zielińskiego"). Uzupełniają tę grupę prac obrazy "emblematyczne", głównie różne warianty pięcioramiennej gwiazdy ("Czerwony autobus rusza w drogę dookoła świata", "Nephentes", "Droga z piekła do piekła").
Prace dyplomowe z 1985 roku (częściowo już wcześniej wystawiane) byty z oczywistych powodów bardziej wyszukane malarsko. Tytuł dyplomu "Obrazy zamalowane" nie komentował ich formy. Wziął się z zamiaru artysty zamalowania ich na oczach komisji dyplomowej, co miało być gestem zniszczenia, a zarazem solidarności z anonimowymi "malarzami" politycznych napisów na murach (o "wojnie na murach" traktowała też jego praca magisterska, ilustrowana dokumentalnymi fotografiami). Zamiar nie został wykonany, powrócił natomiast, już w wysublimowanej formie własnej metody twórczej Pawlaka, w obrazach z lat 1986-1987.
Tymczasem jednak, w okresie następującym bezpośrednio po dyplomie, maluje Pawiak papiery i plandeki. Te ostatnie, kładzione na podłodze pod nogi wernisażowym widzom, zapraszały do profanacji "Strumienia wody kolońskiej rosyjskiej" czy zabójstwa w "Rozmowie w cztery oczy". Podobnie wielki papier "Sterylny pojemnik pod kontrolą aparatury" jest przejrzystą aluzją do działań organów przemocy. W swym krytycyzmie i politycznym zaangażowaniu nie byt jednak Pawlak jednostronny, przeciwnie, potrafił wznieść się i na takie poziomy refleksji o pokoleniowym wymiarze, jakich dowód dat w zdemistyfikowanym "Adolfie Hitlerze" (1986).
W odniesieniu do pewnej odmiany swych prac malarskich z lat 1986-1987 Pawlak właściwie nie używa terminu "obrazy zamalowane". Są one jednak wyraźnie artystycznym przejęciem i przetworzeniem procederu, który w latach stanu wojennego panował na ulicach miast. Czyni je to jednym z najbardziej znaczących uogólnień tego historycznego czasu, jakie wypracowała sztuka polska. Tym bardziej, że i w swych odniesieniach treściowych nawiązywały do realiów, jednak nie historyczno-politycznych, lecz egzystencjalnych, a może do polskich cech w ogóle ("Nie mówię, nie widzę, nie słyszę", "Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy", "Pies podąży za suką", "Łamanie szklanych rurek").
Po symbolicznej ekspresji niszczenia, tłumienia, zacierania, dokonuje Pawlak radykalnego zwrotu, wręcz odwrócenia sytuacji w następnym wielkim cyklu malarskim, "Tablicach dydaktycznych" (pierwsza - "Tablica dydaktyczna James Joyce" - powstała już w 1986, ale trzon serii przypada na okres od potowy 1987 do końca 1988). Zdziera w nich artysta przesłonę, kryjącą dotąd "zamalowane" sceny i sytuacje, obnaża graficznie "przezroczyste" universum ideogramów, wykresów, map, znaków symbolizujących wiedzę i kulturę. Trafnie porównywano je do negatywu zarysowanej tablicy szkolnej, ich męczące i chaotyczne nagromadzenie - do sennych koszmarów studenta przed egzaminem ("Podróż włoska Goethego", "Rzeźba grecka i egipska", "W kręgu kultury europejskiej", "Słownik terminologiczny sztuk pięknych").
Bezpośrednio po "Tablicach dydaktycznych" wchodzi Pawlak w okres "Dzienników", który trwa od 1989 do dziś. Permanentny kryzys, jakim jest życie, jego jednostajność, powtarzalność i mozół, znaczy tysiącami kresek rytych w gruzach białej farby. Obrazem "Polacy formują flagę narodową" z V 1989 pożegnał się symbolicznie z czasem, gdy rzeczą artysty było współbrzmieć z losem i trudem bliźnich-rodaków. Odtąd czyni to już dla siebie, swój prywatny czas w ten sposób mierzy i opisuje, dodając do tytułu "Dziennik" kolejne numery. Ekwiwalentem czasu są też równoległe kolekcje "Dzienników" przedmiotowych, układanych, mógłby powiedzieć tytułem wcześniejszego obrazu, z "wszystkich rzeczy, których używam i potrzebuję...".
Zamalowując wiosną 1990 na biało kilka wcześniejszych prac, w tym związanych z Gruppą ("wąż stylizacji, który zjadł R.Woźniaka, P.Kowalewskiego, J.Modzelewskiego, który zjada Grzyba i który najprawdopodobniej zje i mnie", "Oj dobrze już") oraz "Słownik symboli" z serii "Tablic dydaktycznych", dokonuje Pawlak jakby kolejnego gestu pożegnania - tym razem z własną artystyczną przeszłością. Maluje serię obrazów o bieli, uzasadniając ich przesłanie w "Notatkach pośmiertnych".
W połowie 1991 zaprezentował Pawlak obrazy, które przełamują mrówczą monotonię "Dzienników" i nieodległych od nich studiów bieli. W obrazie z czarnym kwadratem "w.Strzemiński i K.Malewicz" i szczególnie w "Alfabecie Strzemińskiego" podejmuje Pawlak dialog z historią sztuki polskiej, wybierając jej rozdział drastycznie uwikłany w politykę. Tragikomiczny w swej wymowie cytat o podłości, pisany nieczytelnym "alfabetem funkcjonalnym" Strzemińskiego, można odczytywać jako swoiste memento dla artystów w naszych czasach.
Maryla Sitkowska
katalog wystawy "Gruppa"