SHOTY 8. EFEKTOR
Dyplomy Instytutu Sztuk Wizualnych Uniwersytetu Zielonogórskiego 2022-2023
uczestniczki i uczestnicy:
Paulina Drzazgowska, Piotr Firlej, Joanna Jagiełło, Daria Kulik, Karolina Kwaśnik, Weronika Paśnik, Izabela Plopa, Wren Płuciennik, Patrycja Pustelny, Katarzyna Sikora, Katarzyna Żok
zespół kuratorski:
Mirosław C. Gugała i Katarzyna Smugarzewska
otwarcie 5.07 godz. 19:00
wystawa czynna do 21.07.2024
Dlaczego tworzymy? Co nas popycha do takiego działania? W poszukiwaniu źródła twórczości łatwo jest zbłądzić, nie wiemy nawet gdzie szukać, fizyka inaczej zdefiniuje to źródło niż psychologia, filozofia inaczej niż biologia. Równie łatwo możemy wpaść w pułapkę, bo nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sobie rozwiązanie po prostu wymyślić i znaleźć własną odpowiedź, co zresztą i tak stale czynimy. A może zamiast dążenia do początku, lepiej byłoby odnaleźć punkt w procesie aktywności twórczej, w którym ideę przekuwamy w czyn. Tym właśnie jest efektor, pierwszy organ sprawczy, który przetwarza impuls neuronowy w działanie. Chyba warto jest poznać czynnik odpowiedzialny bezpośrednio za wykonanie dzieła, bo przecież twórca to także wykonawca.
SHOTY - coroczna prezentacja wybranych prac dyplomowych powstałych w Instytucie Sztuk Wizualnych UZ. Prace dyplomowe, mimo stałej obecności promotora, to często pierwsze tak złożone dzieła za które odpowiadają ich twórcy, czego dowodzą obroną podczas egzaminu, w trakcie którego najczęstszym pytaniem jest dlaczego ów dyplom powstał?
- Karolina Kwaśnik
- Katarzyna Sikora
- Patrycja Pustelny
- Weronika Paśnik
- Katarzyna Żok
- Piotr Firlej
- Wren Płuciennik
- Paulina Drzazgowska
- Joanna Jagiełło
- Daria Kulik
- Izabela Plopa
Paulina Drzazgowska
Projekt modelowej kociej kawiarni zlokalizowanej w pawilonie parkowym
dyplom licencjacki na kierunku Architektura wnętrz
pracownia: Pracownia Projektowania Architektonicznego
Promotorka: dr inż. arch. Alicja Maciejko
Tematem niniejszej pracy dyplomowej jest projekt modelowej kociej kawiarni, zlokalizowanej w pawilonie parkowym. Głównym celem tego projektu było stworzenie bezpiecznego środowiska dla kotów, jednocześnie zapewniając miejsce rekreacji i relaksu dla ludzi. Lokalizacja budynku w parku miała na celu oddzielenie zwierząt od potencjalnego hałasu generowanego przez samochody. Dodatkowe pomysły na lokalizacje takie jak las czy jezioro również zostały wybrane ze względu na oddzielenie zwierząt od hałasu. W kawiarni przewidziano miejsce dla 6-8 kotów.
Ważnym aspektem projektu jest stworzenie oddzielnej części kuchennej, którą można zamknąć za pomocą systemu przesuwnego, uniemożliwiając kotom dostęp do niej. Dodatkowo, przewidziano pomieszczenie dla zwierząt, do którego klienci nie mają dostępu. Koty mogą swobodnie wchodzić i wychodzić z tego pomieszczenia poprzez specjalne drzwiczki. Przed budynkiem znajdują się stoliki oraz plac zabaw dla dzieci. Istnieje ograniczenie, które uniemożliwia kotom opuszczenie kawiarni, co stanowi alternatywę dla osób, które nie są zainteresowane obecnością kotów, ale chcą skorzystać z oferty kawiarni. W kawiarni przewidziano również możliwość adopcji kotów oraz zabawy i wydarzenia tematyczne.
Mebel został stworzony z myślą o zapewnieniu kotom wyjątkowej rozrywki i jednocześnie wprowadzeniu elementu natury do wnętrza kawiarni. Jego kształt nawiązuje do delikatnych konturów drzewa, które symbolicznie łączy świat zewnętrzny z wnętrzem lokalu. Dzięki różnicom w wysokościach poszczególnych elementów, wyposażenie stwarza niezliczone możliwości zabawy dla kotów. Materiałem, z którego wykonano ten element wyposażenia, jest jesion - drewno o niezwykłej trwałości i estetyce. Jasne drewno zostało pomalowane na biało, co nadaje wyposażeniu subtelny i nowoczesny wygląd. Aby jeszcze bardziej dopasować to wyposażenie do otoczenia kawiarni, schodki, które są integralną częścią konstrukcji, również wykonano z jesionu i pomalowano na czarno, dzięki czemu doskonale komponują się z wnętrzem i nadają całości spójności stylistycznej. Mebel nie tylko spełnia funkcję rozrywki dla kotów, ale także stanowi element dekoracyjny, który ma za zadanie przyciągać uwagę klientów kawiarni, tworząc wyjątkowy klimat tego miejsca.
Joanna Jagiełło
„Kurolina”, publikacja komiksowa
dyplom licencjacki na kierunku Grafika
Pracownia Grafiki - Grafika Projektowa
Promotor: dr Piotr Czech
„Kurolina” jest przygodowo-komediowym, 72-stronicowym, autorskim komiksem w formacie B5 o – niespodzianka – kurze, która na przekór swojemu gatunkowi bardzo chciałaby latać i nie poprzestaje przy tym wyłącznie na „chceniu”, tylko z uporem dąży do swojego celu niczym prawdziwa sportsmenka, nie zdając sobie oczywiście sprawy z istnienia praw fizyki, które zawsze będą jej to marzenie niweczyć. Naiwność, ale także pewność siebie, pokrętna charyzma oraz ponadprzeciętne (jak na kurę) umiejętności lotu, podsuwają jej niekiedy absurdalne pomysły.
Te wydarzenia potem prowadzą ją do różnych dziwnych, niebezpiecznych przygód i lokacji – nawet dosłownie w kosmos. Ponieważ lubimy szczęśliwe zakończenia, Kurolina ostatecznie osiąga to, czego pragnie. Poniekąd, bo to nie jej własne skrzydła unoszą ją wysoko nad ziemię, ale… jet pack będący podarkiem od nowej przyjaciółki poznanej podczas wojaży, rezolutnej kury-kosmitki-naukowczyni Kurnelii, która na swojej własnej planecie nie jest doceniana tak jak powinna. Towarzystwo i przekonania naszej ekscentrycznej Ziemianki daje kosmicznej kurze nowe perspektywy na siebie i swoje życie.
Jaki jest właściwie morał tego wszystkiego? Otóż jest ich nawet kilka, jeśli czyta się między wierszami i lubi się nadinterpretować proste rzeczy. Można pozornie wysnuć, że jest to klasyczna opowiastka o byciu „kowalem własnego losu”, co nie jest właściwie takim złym wnioskiem, natomiast trzeba zauważyć, że Kurolina jest kurą nioską na ekologicznej farmie. Czy jako ptak z chowu klatkowego mogłaby sobie pozwolić na codzienny trening latania? Ponadto jej środowisko, czyli inne kury, mimo świadomości jej dziwactw, ochoczo dzielą się z nią uniwersalną miłością do pysznych ziarenek i starają się jej niekiedy przemawiać do rozsądku i nie wykluczać z grupy kokoszek. Więc ciężka praca jak najbardziej, ale musi ona mieć podatny grunt, aby umiejętności i talenty rozkwitały, co wiąże się czasem ze zwykłym szczęściem. Pomyślnym przypadkiem jest również spotkanie na swojej drodze odpowiednich osób. Kiedyś nazywano to znajomościami, dzisiaj networkingiem (to znaczy głównie korpoludki tak mówią), co oczywiście poza losowością, ma też element inicjatywy jednostki, bo relacje przecież same z siebie się nie utrzymują. Kurnelia jest zatem tą kluczową, pomocną dłonią, ale w zamian otrzymuje także nieco cennych rad i motywację.
Inspirację do historii, dialogów i motywów czerpałam z wielu, najczęściej popkulturowych źródeł na przestrzeni większości mojego życia (nie przesadzam). Jednak pierwsze co chciałabym podkreślić, to to, że wychowałam się na wsi i moja rodzina hoduje małe stadko kur, więc jest to niezaprzeczalnie główny katalizator wyboru głównej bohaterki. Nie da się ukryć, że kury są zabawne – śmiesznie gdaczą, biegają, siedzą sobie w wygrzebanych dołkach i dziobią ziarenka (kochają je nad życie, jedzenie to ich sens istnienia), ale też zdarzają im się złośliwości i wylecą sobie za siatkę – stąd snułam sobie czasem historie o tym, że uciekają i rozpoczynają nowe, niesamowite życie (do pierwszego napotkanego lisa).
Kolejnym natchnieniem, które jestem w stanie precyzyjnie wskazać jest Reksio, ale nie w postaci znanej kreskówki Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej tylko serii gier autorstwa Aidem Media na jej podstawie wydanych na początku lat 2000. Były one przepełnione niezwykłym humorem i gagami z warstwą zabawną także i dla starszych odbiorców. Szczególnie wskazuję tu Reksio i Ufo, jako że połowa mojego komiksu dzieje się na obcej planecie no i występują tam kosmiczne kury (zielone, bo wiadomo, że obcy muszą być zieloni). Jest to pewne cliché, że łączy się kosmitów z porwaniem zwierząt hodowlanych, każdy ma głowie obrazek z krową lewitującą w zielonej poświacie ze spodka. Chciałam więc trochę to przeinaczyć i w rezultacie Kurolina sama wprasza się na statek obcych. Czasem jednak powtarzanie utartych schematów samo w sobie podkreśla ich nonsens i zastosowałam to w kontekście wygodnego rozwiązania rodem z amerykańskich filmów – szybów wentylacyjnych jako remedium na wszystko.
Inne dzieła i media pośrednio lub bezpośrednio ujęte w komiksie to Park Jurajski, Czarodziejka z Księżyca czy nawet Kapitan Bomba. Naturalnie jako przedstawicielka pokolenia Z czerpię i z szeroko pojętej kultury internetowej. Chłonąc zatem umysłem tony memów i kłótni w komentarzach losowych użytkowników pod niepoprawnie politycznym wpisem staram się wyciągać z nich wnioski z pozycji analitycznego komika: dlaczego coś jest śmieszne, jak humor ewoluuje, co teraz ludzi interesuje, w jaki sposób wypowiadają się internauci itd. Lubię humor – szczególnie ten absurdalny, ale też językowy – analizować właściwie w każdym konsumowanym medium i świadomie wykorzystuję to w pracy.
Bardzo chciałabym też powiedzieć, że sam tytuł komiksu jednocześnie będący imieniem głównej bohaterki to mój autorski pomysł, jednak znalazłam go przeglądając dziwaczne rejony internetu gdzie ludzie wymieniali się pomysłami na imiona dla kur: stare i porzucone blogi, niszowe portale dla hodowców i karykaturalne filmy na Youtube z mniej niż tysiącem wyświetleń. Natomiast mając już punkt zaczepienia z „Kuroliną” sama wpadłam na „Kurnelię”, a gdyby była trzecia ważna bohaterka, zostałaby „Kurystyną”. Zdaję sobie przy tym sprawę, że to hermetycznie polski żart, ale czy wszystko musi być międzynarodowe? Shrek też jest śmieszniejszy po polsku.
Ilustracje zostały wykonane cyfrowo, za pomocą tabletu graficznego w edytorze grafiki rastrowej (Krita) z uprzednim zaplanowaniem ułożenia kadrów oraz rozpisania dokładnych dialogów tradycyjnie, ołówkiem na kartce. Ich styl jest dosyć uproszczony, nastawiony na ekspresję, co nawiązuje do większości zachodnich kreskówek. Kolorystyka jest zmienna w zależności od lokacji, ale zawsze nasycona, co podkreśla bajkowość. W zależności od tempa akcji podkreślałam mniej lub bardziej szczegółowo poszczególne lokacje. Najważniejsze są jednak dialogi, proste akcje i to, co z nich wynika. Nie ma więc tzw. pościgów i wybuchów (pościgi może są, ale wybuchy nie).
Dodam, że projekt postaci kosmicznych kuraków i ich planety to ewolucja moich projektów na inne zajęcia podczas studiów w Instytucie Sztuk Wizualnych UZ. Obcy są złożeni z poszczególnych części roślin – co było zadaniem z Rysunku na I semestrze po narysowaniu ołówkiem samego studium rośliny i jej składowych. Następnie mając już taki design, wykorzystałam go do stworzenia cyfrowej panoramy 360° na przedmiot Laboratorium Rozszerzonej Rzeczywistości, gdzie dodałam stworzeniom koloru i umieściłam je w pozaziemskim otoczeniu, które dotarło do komiksu ostatecznie w zmienionej formie. Na to co sprawiło, że wykonałam taką a nie inną pracę dyplomową miało więc wpływ wiele wyżej wymienionych czynników, składowanych przez dłuższy czas, aby stać się finalnie zabawną, ilustrowaną historią o kurze Kurolinie.
Historyjki o antropomorficznych zwierzętach są jak piosenki o miłości – zawsze w modzie, stąd mam całkiem dużo wiary w ewentualne wydanie komiksu w nieokreślonej przyszłości, zwłaszcza, że ma przyciągającą wzrok okładkę i chwytliwy tytuł (prawdę mówiąc, dziwi mnie, że jeszcze nikt takiego nie wymyślił). Wymyślone przeze mnie świat i fabuła w nim osadzona mają potencjał na rozwinięcie i kontynuację. Sam rynek nie jest najłatwiejszy, każdego roku powstaje wiele dobrych pozycji dla młodszego odbiorcy. Ostatecznie zostaje sfera wirtualna – wiele komiksów właśnie w takiej postaci powstaje i wydaje mi się, że „Kurolina” ma na tyle przejrzysty layout, że wpasuje się również w taką formę.
Daria Kulik
„Przebłyski”, animacja, czas 00:04:08
dyplom licencjacki na kierunku Grafika
Pracownia Grafiki - Grafika Projektowa
Promotor: dr Piotr Czech
„Przebłyski” są ruchomym obrazem ukazującym pewne wspomnienia. Zdecydowałam się na animację, ponieważ od pewnego czasu w moich pracach brakowało mi „ruchu”. Chciałam, by te wszystkie rysunki, grafiki mogły opowiedzieć swoją historię. Zależało mi na tym żeby je ożywić, móc dokładniej pokazać, co miałam na myśli i co chciałam przedstawić. Animacja jest dla mnie dość nową dziedziną, więc na początku poszukiwałam różnych technik, które najbardziej by mi odpowiadały. Koniec końców zdecydowałam się głównie na rotoskopię. Oddaje ona najpłynniej to, co chciałam pokazać. W czasie moich poszukiwań obejrzałam trochę animacji i niektóre z nich zainspirowały mnie do stworzenia czarno-białego prostego filmu. Taką animacją była na przykład animacja „O matko!” Pauliny Ziółkowskiej. Prosta czarno-biała historia zainspirowała mnie, przekonała, że nie jest potrzebny kolor, by przekazać to, co ważne. Osobiście uważam, że czarno-białe prace mogą mieć nawet więcej do powiedzenia, niż symboliczne i odwracające uwagę kolory.
Cały film trwa ponad 4 minuty. Zdecydowałam, że nie chcę, by obrazowi towarzyszyła po prostu „muzyka”. Chciałam, aby to dźwięki, które odnoszą się bezpośrednio do scen budowały pewien klimat. By sprawiały, że widz odczuwa więcej oglądając animację. Więcej „słyszy”, więcej czuje i odbiera. Nie są to przyjemne dźwięki, bo nie o to też chodziło mi w mojej pracy. Ma ona budzić pewne, zazwyczaj nieprzyjemne uczucia i poddawać nas dyskomfortowi, pokazując wskazane realia. Praca z dźwiękiem nie należy jednak jeszcze do moich umiejętności, więc oddałam to profesjonaliście, a konkretnie – Piotrowi Tkoczowi. Piotr był (jak i niedługo będzie) studentem
w Poznaniu i studiuje to, co go najbardziej interesuje: realizację dźwięku.
Wracając do sedna sprawy, czyli samych „Przebłysków”: pokazują one moje wspomnienia, które – w sposób nieraz dosłowny, a nieraz nie – przedstawiają najwcześniejsze wspomnienia i biegną dalej w czasie. Są tu sceny, które miały dla mnie duże znaczenie, jak i momenty nie odnoszące się bezpośrednio do tego, co się wydarzyło. Momenty ukazujące bieg czasu, zawiłość sytuacji, czy pewne zagubienie bądź trudności chwili. Jest to zlepek różnych komplikacji, zabawy, uciekających chwil odnajdujących się razem w ulotnych scenach.
Chciałam w tej animacji opowiedzieć trochę o dorastaniu. O tym, jak wczesne wydarzenia, które odnotowujemy jako dzieci mają wypływ na nas dorosłych. O tym, jak niektóre chwile zmieniają wszystko lub powodują, że możesz utknąć gdzieś jeszcze mocniej. Gdy nadchodzi czasem taki moment, który dotyka gdzieś głęboko i powoduje, że stajemy się kimś nowym. Chyba po prostu chciałam opowiedzieć o tym zawiłym procesie zwanym życiem.
Spytacie skąd nazwa „Przebłyski” i czemu akurat tak? Jestem „sklerotyczką” i wielu rzeczy nie pamiętam. Jest to, oczywiście, związane z pewnymi traumami, które niejako mi tą pamięć zabierały. Myślę, że był to (i pewnie jest dalej) mój system obronny. Lecz czasem mi dziwnie, że na przykład nie pamiętam prawie zdarzeń z gimnazjum. Mam urywki wspomnień, które przeplatają się z innymi krótkimi urywkami z dzieciństwa. Stąd też nazwa: „Przebłyski”. Są to te krótkie wspomnienia, które (jak sobie tak pomyślę) tak naprawdę mnie kształtują. Czy nie jesteśmy poniekąd tym, co pamiętamy, czy takimi jakimi ktoś chciał byśmy byli? Tak czy owak, moja animacja składa się z tego, co jeszcze pamiętam. Nie zawsze są to dokładnie odzwierciedlone sceny – bywają też takie, które mówią bardziej o odczuciach, niż o wydarzeniach. Niektóre obrazy wymagały ode mnie więcej czasu, niektóre same się pojawiały, ale jestem zadowolona z efektów i mam nadzieję, że i Wy będziecie ;). Zapraszam więc do mojego „świata przebłysków”.
Piotr Firlej
"Wyspa"
dyplom magisterski na kierunku Sztuki Wizualne
Pracownia Rysunku i Intermediów
Promotor: dr hab. Radosław Czarkowski, prof. UZ
Inspiracją dla pomysłu była informacja dotycząca Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci i to ona jest najbardziej znana, ale niestety niejedyna. Podobne wyspy dryfują po Oceanie Indyjskim, Oceanie Atlantyckim i w Oceanie Spokojnym. Pojawiają się także okresowo w Morzu Śródziemnym.
Wielką Pacyficzną Plamę Śmieci (Great Pacific Garbage Patch, GPGP) po raz pierwszy spostrzegł w 1997 roku oceanograf Charles Moore. Choć przypomina plamę galaretowatej zupy, jej masę szacuje się nawet na 129 tys. ton. Praktycznie w całości jest zbudowana z tworzyw sztucznych.
Moja praca jest krzykiem, trochę niemym wołaniem, błaganiem, abyśmy coś z tym zrobili, dla kolejnych naszych pokoleń. Skoro już ludzkość w taki sposób zatruła nasze środowisko naturalne, wrzucając do niego tony, miliony ton śmieci. Realizacja jest refleksją dotyczącą kondycji naszego świata. Całość wykreowałem ze śmieci. Wykorzystałem do tego siatkę metalową, którą znalazłem gdzieś pod płotem, wykorzystałem również starą zużytą folię stretch-em łączący towar na europalecie. Całość zgrzewałem na gorąco za pomocą palnika do papy. W założeniu ma to przypominać kokony owadów, odradzające się nowe życie. Druga część tej pracy również zrobiona jest z odpadów plastikowych. Wykorzystałem do tego, stare krzesła, które zostały wyrzucone na śmietnik, stare butelki po wodzie i chemii, nakrętki, płyty CD i wiele, wiele, różnych innych rzeczy. Podczas pracy nad tą częścią starałem się, aby wszystko zlało się w jedną nieokreśloną masę. Całość tworzy „wyspy”, które mają odwzorowywać te wyspy realne, które pływają po naszych oceanach.
Praca ta opierała się z zamierzenia na przypadku i dla tego znalazły się w niej inne rzeczy takie jak piasek, drewno, pył, które dodają do całości jeszcze charakteru i patyny.
Weronika Paśnik
Projekt koncepcyjny ośrodka szkoleniowo-warsztatowego w miejscu dawnej świetlicy w Brodach Żarskich
dyplom licencjacki na kierunku Architektura Wnętrz
pracownia: Pracownia Architektury Wnętrz i Wystawiennictwa
Promotorka: dr hab. Agnieszka Meller-Kawa
Praca dyplomowa obejmuje koncepcję modernizacji budynku dawnej świetlicy znajdującej się we wsi Brody w powiecie żarskim w województwie lubuskim. Gmina Brody graniczy z terytorium Niemiec, a dzięki przeważającej powierzchni lasów, terenów rolniczych i agroturystyki jest to szczególnie atrakcyjny ekonomicznie region nie tylko dla mieszkańców pobliskich powiatów, ale i turystów zza granicy.
W tym miejscu byłej świetlicy zaplanowano ośrodek szkoleniowo-warsztatowy wykorzystujący potencjał i naturalne walory okolicy, będący centrum kompleksowych zajęć, włączających okolicznych mieszkańców do promowania własnych umiejętności, ale i oferujący szeroką gamę aktywności na świeżym powietrzu. Ośrodek mógłby oferować rożnym firmom i instytucjom, ale i prywatnym grupom, możliwości rozwoju zarówno w sferach biznesowych, integracyjnych jak i hobbystycznych (np. warsztaty malarskie, kulinarne itp.). Zaprojektowano również wypożyczalnię rowerów i herbaciarnię, która mogłaby stanowić autonomiczną przestrzeń dostępną dla mieszkańców i odwiedzających gminę, jak również służyć gościom ośrodka.
Największym wyzwaniem było rozplanowanie funkcjonalnego układu odpowiadającego przeznaczeniu budynku, którego kondygnacje posiadają niespójny podział pomieszczeń i stref komunikacyjnych, a także diametralnie różnią się wysokością i poziomami. Dodatkowo budynek posiada niepraktycznie usytuowane wejście, klatkę schodową i nie jest przystosowany do użytku przez osoby z niepełnosprawnościami. Z tego względu zaproponowano nowy układ funkcjonalny i czytelną komunikację pomiędzy pomieszczeniami. Zaplanowano także klatkę schodową z windą oraz łazienki bez barier.
Wiodącym założeniem aranżacji wnętrza było nawiązanie do charakteru XVIII- wiecznego pałacu Brühla znajdującego się w pobliżu obiektu, tak aby uhonorować dorobek kulturowy dawnego miasta Brody, ale również nadać wnętrzu współczesny charakter łączący ponadczasową klasykę z nowoczesnością. Aby zrealizować ten cel użyty został szeroko rozumiany kontrast zauważalny przede wszystkim w wyglądzie ścian - kontrast kolorów farb, sztukaterii i posadzki z wyposażeniem, ale również kontrast pomiędzy takimi elementami jak nowoczesne meble, minimalistyczne oprawy oświetlenia czy wzory na przeszklonych drzwiach i ściankach. Takie połączenie tradycji i współczesności nadaje obiektowi nietuzinkowy, eklektyczny charakter podkreślający zabytkowy charakter gminy, ale również potencjał i otwartość jaką dysponuje ten region.
Karolina Kwaśnik
Aranżacja przestrzeni baru wraz z projektem mebla mobilnego do degustacji piwa kraftowego
dyplom licencjacki na kierunku Architektura Wnętrz
Pracownia Projektowania Mebla i Wnętrz
Promotorka: dr Anna Owsian
Celem niniejszej pracy jest adaptacja lokalu usytuowanego w kamienicy na bar serwujący autorskie cocktaile oraz kraftowe piwo. Stara kamienica posiada oryginalną, ceglaną elewację oraz duże okna, które dodają wnętrzu uroku. Lokal ma powierzchnię całkowitą 276,9 m², z czego 182,9 m² stanowi główna sala przeznaczona dla klientów. W głównym pomieszczeniu zachowana została oryginalna wysokość sufitów, jednak w pomieszczeniach gospodarczych oraz toaletach zaplanowane zostały sufity podwieszane na wysokości 2,8 m. W wejściowej części lokalu została zaprojektowana strefa przeznaczona na szatnię dla klientów, oddzielona z jednej strony ścianą działową. Szatnia, oprócz swojego typowego przeznaczenia, spełnia także funkcję poczekalni. Projekt baru dostosowany jest do potrzeb osób z niepełnosprawnościami dzięki zastosowaniu podjazdu przy schodach wejściowych, obniżonej lady barowej, a także strefy, w której osoby te mogą bez problemu skorzystać ze stolika. Lokal posiada także toaletę dostosowaną do potrzeb osób z niepełnosprawnościami, która pełni również funkcję toalety damskiej.
Główna sala, ze względu na dużą powierzchnię i brak ścian działowych, jest bardzo przestronna i została podzielona na 3 strefy: strefa wysokich stolików barowych, strefa relaksu oraz strefa barowa. Pomimo dużej powierzchni, miejsc siedzących jest jedynie 38, aby zachować wolną przestrzeń i podkreślić prestiżowość miejsca. Wnętrze lokalu utrzymane jest w jasnych, neutralnych kolorach, przełamane dużą ilością roślinności, która pomaga zapewnić odrobinę prywatności gościom przy stolikach. Dominuje surowy, lecz elegancki styl z nutami nowoczesności, pod postacią betonowych paneli naściennych, którymi pokryty jest również bar. Przewodnimi materiałami użytymi we wnętrzu są przede wszystkim drewno, beton, a także skóra. W sali wyznaczone jest także miejsce na mobilny mebel do serwowania rzemieślniczego piwa.
Lokal posiada również duże zaplecze dla pracowników z wyznaczonymi pomieszczeniami, takimi jak m.in. szatnia, pokój do odpoczynku czy łazienka z prysznicem. Na zapleczu znajduje się pomieszczenie gospodarcze na śmieci, przechowalnia oraz przestronna przygotowalnia ze strefą zmywania. Wszystkie pomieszczenia zaopatrzone są w sprzęty umożliwiające pracownikom sprawne przygotowanie napojów i zimnych przekąsek, ale także swobodny odpoczynek.
Projekt mebla mobilnego do degustacji piwa kraftowego powstał jako uzupełnienie przestrzeni baru, ale także jako autonomiczny punkt do sprzedaży wyrobów. Został on zaprojektowany tak, aby górna i dolna część mogły być używane odrębnie lub wspólnie. Górna część z rozkładanym dachem może służyć także jako wysoki stołek barowy, a dolna jako stoisko do obsługi klientów. Elementy konstrukcyjne mebla wykonane są ze stalowych profili zamkniętych, o kwadratowym przekroju 20 mm, oksydowane na czarno. Blat, podstawa oraz środkowa część zadaszenia wykonane są z płyty MDF o grubości 22 mm, pokrytej laminatem imitującym beton. Pod blatem roboczym znajduje się przestrzeń przeznaczona do przechowywania potrzebnych materiałów oraz małej lodówki. Skrzydła dachu oraz doczepiany blat wykonane są również z płyty MDF pokrytej białym laminatem. Ścianki frontowe i boczne składają się z 3 zespawanych aluminiowych blach perforowanych o nieregularnych kwadratowych kształtach, wszystkie anodowane na czarny kolor. Podstawę stanowią cztery żeliwne kółka skrętne o średnicy 92 mm, o maksymalnym obciążeniu 120 kg pojedynczego kółka. Dodatkowo w blat roboczy wpuszczony jest plastikowy pojemnik o wymiarach 32,5 x 26,5 cm, który służy do podręcznego przechowywania kieliszków do serwowania napojów. Użyte materiały oraz połączenia kolorystyczne sprawiają, że mebel cechuje minimalizm i nowoczesność.
Izabela Plopa
„Słowiańscy Pogromcy”, zestaw kart, opakowanie, instrukcja, plakat
dyplom licencjacki na kierunku Grafika
Pracownia Grafiki - Grafika Projektowa
Promotor: dr Piotr Czech
„Słowiańscy Pogromcy” to gra karciana inspirowana motywami z mitologii słowiańskiej. Składa się z zestawu kart, pudełka oraz instrukcji. Sam pomysł na taką formę pracy dyplomowej zrodził się z potrzeby poszerzenia zainteresowania kulturą i demonologią słowian, zarówno wśród młodzieży, jak i starszych odbiorców.
Pierwotnym pomysłem było stworzenie graficznego słownika przybliżającego dawną kulturę słowiańską. W procesie kształtowania się pomysłu doszłam jednak do wniosku, że forma nauki poprzez zabawę i grywalizację będzie bardziej interesująca. Gra opiera się na zasadach przybliżonych do szybkiej rodzinnej gry karcianej - Uno, oraz swobodnie nawiązuje do zasad gry Makao. Obie te formy bardzo mocno zapadły mi w pamięć w okresie dzieciństwa ze względu na prostotę, którą charakteryzują się ich reguły. Postanowiłam wykorzystać ją w swojej pracy, by rozgrywka była szybka, dynamiczna i przyjemna.
Bezpośrednią inspiracją w tworzeniu gry był dla mnie jednak „Bestiariusz Słowiański. Część pierwsza i druga” autorstwa Pawła Zycha i Witolda Vargasa. W publikacji zebrane są wszystkie mitologiczne postacie występujące w mitologii słowiańskiej. Książka w znacznym stopniu pomogła mi uporządkować stworzenia występujące na kartach oraz ich pochodzenie. Każda karta jest jednak moją własną interpretacją postaci opisywanych w mitologii. Korzystałam również z takich źródeł jak „Polskie ludowe słownictwo mitologiczne” autorstwa Renaty Dźwigoł. Wszystkie źródła pomogły mi w znacznym stopniu skonstruować tekst i wyzwania znajdujące się na kartach klasyfikowanych jako klątwy i szczęście.
Talia składa się z 86 kart, które podzielone zostały na żywioły: powietrze, natura, ogień i woda. W zestawieniu oprócz kart z pojedynczymi żywiołem znajdziemy również karty przypisane do więcej niż jednego. Odnoszą się one do środowiska, w którym żyły mitologiczne stworzenia, dlatego też w ten sposób zostały przeze mnie uporządkowane. W trakcie rozgrywki możemy również natrafić na karty szczęścia oraz klątwy, które pozwalają nam rzucić klątwę na następnego gracza lub wykorzystać otrzymane szczęście. Wszystkie teksty znajdujące się na kartach nawiązują bezpośrednio do mitów, które wiążą się z wierzeniami w moc poszczególnych stworzeń w mitologii. Karty pogromców są natomiast kartami, które mają pełnić funkcję „jokerów” w rozgrywce. Podporządkowane są im postacie, których mity najsilniej zapisały się w słowiańskiej kulturze. Rozgrywka trwa do momentu, w którym gracze pozbędą się wszystkich swoich kart.
Gra karciana została zaprojektowana przeze mnie od podstaw. Kompozycja tworzy spójną całość, a motywy, które odnajdziemy zarówno na pudełku jak i na kartach bezpośrednio odnoszą się do wzorów występujących w dawnej kulturze słowiańskiej. Oprawa graficzna jak i treść miały na celu zainteresować potencjalnego gracza wierzeniami dawnych słowian i dostarczyć im przy tym dynamicznej rozrywki. Sztuka jest ważnym elementem kultury, który można wykorzystać również w celach rozrywkowych. Ta gra należy właśnie do tej kategorii. Starałam się dzięki niej wzbudzić zainteresowanie pomijanym zwykle tematem, który jest niezwykle ciekawym aspektem naszej historii i nieodłącznym elementem kultury.
Wren Płuciennik
„Z krwi, z ucisku…”, cykl ilustracji do wierszy poetów okresu międzywojennego - grafika / plakat
dyplom licencjacki na kierunku Grafika
Pracownia Grafiki - Grafika Projektowa
Promotor: dr Piotr Czech
Praca dyplomowa „Z krwi, z ucisku…” to komplet 4 tomików z wierszami poetów działających w czasie dwudziestolecia międzywojennego z zaprojektowanymi przeze mnie ilustracjami. Idea powstania tego projektu była odpowiedzią na moją fascynację tym okresem w historii Polski.
Miłość do poezji z tego okresu zaszczepił we mnie folk punkowy zespół Hańba. Grupa ta często w tekstach swoich piosenek odwołuje się do wydarzeń z tego czasu, a także realizuje interpretacje muzyczne wierszy. Sami określają się jako zbuntowana orkiestra podwórkowa, która piętnuje zło otaczającego ich świata przełomu lat 30. i 40. XX wieku. By bardziej wpasować się w realia tych czasów na swoich koncertach noszą charakterystyczne elementy ubioru tj. kaszkiety, koszule, kamizelki, szelki czy derby. Poza tym nadali sobie bardzo skrupulatnie przemyślane pseudonimy (Andrzej Zamenhof, Ignacy Woland, Tadeusz Król oraz Adam Sobolewski). Dzięki swojej muzyce przywracają pamięć o ważnych, a jednak zapomnianych artystach, przekazując dalej wartości i nauki płynące z treści.
Dwudziestolecie międzywojenne jest krótkim, ale zarazem niesamowicie ważnym i intensywnym czasem w dziejach Polski, zarówno pod względem historycznym, jak również życia artystycznego. Pierwszy etap charakteryzuje się radością i długo wyczekiwanym poczuciem wolności od zaborców. Powstawały wówczas kabarety, kawiarnie literackie, artyści urządzali wieczorki literackie, a także rozwijała się prasa. Szybko zawiązywały się grupy literackie takie jak: Skamander, Futuryści czy Awangarda Krakowska. Drugi etap stanowił przeciwieństwo do tego pierwszego, albowiem ludzie zaczęli widzieć wzrastające tendencje nacjonalistyczne i faszystowskie ze strony zachodnich sąsiadów. Pojawiają się w związku z tym nastroje pesymistyczne i katastroficzne oraz przewidywania powracającej wojny.
Teraz kilka słów o stylu w jakim zostały wykonane ilustracje. Paradoksalnie nie jest to styl poważny ani stonowany. Nawiązuje on raczej do komiksu, co może być zaskakującym, ale dzięki temu jest także świeżym spojrzeniem na przedstawienie treści wierszy. Takie, a nie inne decyzje co do doboru elementów składających się na ilustracje ukształtowały we mnie dwie osoby artystyczne: aghim (@aghim.insta) oraz lindsay (@artbylid). To, co podziwiam w pracach aghim to przede wszystkim niesamowicie trafne dobory kolorystyczne, które nas zaskakują. Nieważne, ile i jak długo będziemy podziwiać, którąś z ilustracji. Jeżeli chodzi o drugą artystkę, to w jej pracach doceniam bardziej sposób stawiania kreski, budowania perspektywy oraz przestrzeni. Lid robi cienkie kontury, którymi tworzy swobodne elementy o zaburzonej perspektywie. To w połączeniu z przepychem i bardzo starannym przemyśleniem każdego centymetra pracy doskonale kreuje klimat sceny.
Tytuł „Z krwi, z ucisku…” to wers z wiersza Lucjana Szenwalda „Korporancik” i zapowiada nam tematykę, z którą będziemy mieć do czynienia podczas zapoznawania się z treścią. Artyści w wybranych przeze mnie wierszach opisują swoje obserwacje i trudne doświadczenia związane z nacjonalizmem, wyzyskiem czy nepotyzmem, które nie dotykają bogatych, uprzywilejowanych ludzi, a mniejszości, pracowników, więźniów z najniższych klas społecznych.
Julian Tuwim w wierszu „Mój dzionek” bardzo przewrotnie pisze o problemach społeczności Żydowskiej w czasach szerzącego się antysemityzmu. Jest uznawany za degeneratę i oszusta, nie mającego szacunku do konserwatywnych wartości. W wierszu “O, kup pan to!” wraca pamięcią do swojego dzieciństwa, gdy jego tatuś kupił mu w sklepie z zabawkami żołnierzyka, zaś po latach widział na własne oczy prawdziwych żołnierzy, z którymi doświadczenie mogło być zgoła inne, niż te z plastikową zabawką. Trzeci i ostatni z wybranych przeze mnie wierszy Tuwima to „Pogrzeb prezydenta Narutowicza”, który jest relacją z pochówku pierwszego prezydenta II RP, zamordowanego w efekcie brutalnej nagonki środowisk nacjonalistycznych, rękami Eligiusza Niewiadomskiego.
Władysław Broniewski opisuje swoje trudne doświadczenia związane z utratą wolności, która podobno była spowodowana „motywami kryminalnymi”. Opowiada nam o powszechnym głodzie i o wycieńczającej pracy, jaką musiał podejmować, żeby przeżyć. W wierszu „Kasztan” wyraża on swoją tęsknotę za wolnością.
We wspomnianym na początku wierszu „Korporancik” Lucjan Szenwald zauważa, że z pozoru porządna, elegancka, charyzmatyczna, dobra osoba w rzeczywistości może mieć cele inne, niż się wszyscy spodziewali. Może być przyjacielem wroga, który próbuje przekonać masy do swojej racji. Wiersz „Wojenka” mówi o tym, jak często młodzi, ubodzy ludzie są siłą wcielani do armii, tracąc kontakt z najbliższymi, narażając swoje życie na polu bitwy. Po ciężkich i długich latach terroru jedyne, czego mogą oczekiwać, to nędzne kwiatki na grobie, gdy w tym samym czasie dyrektorzy, prezesi oraz inni należący do najwyższej klasy społecznej będą się cieszyć bezpieczeństwem, wolnością, zdrowiem i ogromnymi majątkami.
Ostatnim artystą, którego postanowiłem wyróżnić w mojej pracy, jest Edward Szymański z wierszami „20 milionów” i „Budżet”. W ilustracjach do tego drugiego miałem na celu przedstawić to, jak zwykli, prości ludzi są odlegli na co dzień od spraw wyższych sfer i na odwrót. Za ich plecami w grę wchodzą tak ogromne sumy pieniędzy, że ciężko sobie je nawet wyobrazić. W wierszu „20 milionów” podmiot liryczny wypowiada się za całą ówczesną ludność chłopską i nawołuje do zjednoczenia do walki o lepszy byt.
Wykonana przeze mnie praca dyplomowa w kontekście stylu, w którym ją zrealizowałem, jak i tematyce, jest mi bardzo bliska. Cieszę się, że miałem szansę wykonać pracę, która jest tak odpowiadająca mojej stylistyce, charakterowi i zainteresowaniom. Mam nadzieję, że tomiki przyczynią się do wzrostu popularności artystów i ich wierszy, a Tuwim nie będzie kojarzony wyłącznie z wierszami dla dzieci.
Patrycja Pustelny
„Plac zabaw”, animacja, czas 00:04:34
„Jeżech ze Śląska”, ilustracje o Śląsku
dyplom licencjacki na kierunku Grafika
Pracownia Grafiki - Grafika Projektowa
Promotor: dr Piotr Czech
Animacja „Plac zabaw” opowiada o placu zabaw na osiedlu u moich dziadków. Kiedy byłam mała wakacje często spędzałam u rodziców mojej mamy, mimo tego, że mieszkają oni od mojego rodzinnego domu jakieś 10 minut autem. Dziadek i babcia zabierali mnie w to magiczne (dla mnie) wtedy miejsce i mam wrażenie, że spędzałam tam niezliczoną ilość godzin. Później, chodziłam już tam sama, a następnie zaczęłam trochę „wyrastać” z tego miejsca. Chciałam opowiedzieć o tym, jak miejsce może się zmieniać. Nie dlatego, że ono samo przechodzi jakąś wielką zmianę, ale że to my się zmieniamy i widzimy je zupełnie inaczej niż wcześniej. Pokazuję tutaj dwie różnie perspektywy i jak ta sama osoba może w różny sposób widzieć i przeżywać tą samą sytuację. Moim celem było też pokazanie tego jak wygląda dzisiejszą rzeczywistość, jak powoli tracimy umiejętność cieszenia się tym, co jest tu i teraz. Chociaż dorastamy i mogłoby się wydawać, że mamy większą wiedzę i umiejętności, to tracimy dziecięcą radość i ciekawość. Mimo tego, że świat dookoła nas tak naprawdę jakoś bardzo się nie zmienia, to nagle, z upływem czasu traci te wszystkie kolory, które miał, kiedy byliśmy mali. Mam nadzieję, że ta animacja skłoni do refleksji i odbiorca zada sobie pytanie: kiedy ostatni raz spojrzałaś/eś na świat wokół siebie w taki sposób, w jaki patrzyłaś/eś wtedy gdy byłaś/eś dzieckiem?
W pracy dyplomowej opowiadam historię placu zabaw, na którym bawiłam się jak byłam dzieckiem. Opowiadam o tym, gdzie on się znajduje i skąd ja pochodzę. Przyjeżdżając na studia z Rybnika do Zielonej Góry nie uważałam się za osobę bardzo związaną z tradycjami, które panują na Śląsku. Szczerze mówiąc myślałam, że nie mówię po śląsku, tylko poprawną polszczyzną. Lecz zderzyłam się z rzeczywistością kiedy zrozumiałam, że słowa, które uważałam za polskie okazały się gwarą śląską. Tak właśnie postanowiłam się zagłębić w moje pochodzenie i w moje korzenie. Na jednym z linorytów znajduje się moja Śląska babcia. To mama mojego taty. Urodziła się na Śląsku i do dziś w większości porozumiewa się gwarą. Jak można zobaczyć w mojej krótkiej animacji wiąże też włosy każdego dnia w ten sam sposób. Czasem nakłada na głowę chustkę i prawie w ogóle nie chodzi w spodniach (zazwyczaj ma na sobie spódnicę, nawet zimą).
W grafikach (linorytach) chciałam pokazać „mój Śląsk”: rzeczy i miejsca, które kojarzą mi się z domem. W śląskim abecadle znajdują się takie słowa jak oberiba, nynać, ekniety tylko dlatego, że bardzo je lubię. Kościół, który wam pokazałam to kościół w Boguszowicach Starych czyli w miejscu, w którym mieszkam. Dziewczyna w tradycyjnym śląskim stroju to moja przyjaciółka, a mężczyzna, który na nią spogląda to jej śp. tata, ale również mój szczepowy z czasów, kiedy byłam harcerką w Boguszowickim Stowarzyszeniu Społeczno-Kulturalnym ,,Ślady”. Był on również dyrektorem domu kultury w Boguszowicach i wspaniałym człowiekiem. Widzimy też tu świętą Barbarę - patronkę górników. Znalazła się tu też galowa czapka, którą górnicy noszą od święta. Mam nadzieję, że moje grafiki choć trochę przybliżą was to mojego Śląska i wzbudzą ciekawość tym tematem.
Zależało mi, aby obie części dyplomu były ze sobą spójne, dlatego w linorytach zastosowałam tą samą minimalistyczną kreskę, której używałam pod koniec animacji. Sama animacja została wykonana w technice rotoscopingu głównie dlatego, że czuje się swobodnie podczas robienia zdjęć. Mogłam więc, używając fotografii jako „bazy”, stworzyć cały scenorys. Chciałam, aby było wyraźnie widać różnicę pomiędzy tym, jak patrzy na świat dziecko oraz osoba dorosła. Mimo iż różnica w sposobie rysowania tych dwóch perspektyw jest zauważalna, wiedziałam, że konieczne będzie też przedstawienie tego w sferze dźwięku. Jako dzieci zwracamy większą uwagę nie tylko na to, co widzimy, ale również na to, co słyszymy. Dlatego też w pierwszej części animacji pojawia się tak wiele dźwięków, a radosna muzyka ma odzwierciedlać emocje, które odczuwa dziecko. Muzyka w drugiej części animacji trzyma nas w napięciu aby odzwierciedlić stres, z którym jako dorośli ludzie musimy mierzyć się na co dzień.
Katarzyna Sikora
"Kasia/ Katarzyna Sikora", kreacja indywidualnej marki / brendingu
dyplom magisterski na kierunku Sztuki Wizualne
Pracownia Grafiki - Grafika Projektowa
Promotor: dr Piotr Czech
Celem mojej pracy dyplomowej jest kreacja indywidualnej marki. Pomysł powstał w wyniku potrzeby podsumowania i sprawdzenia umiejętności nabytych w trakcie studiowania. Koncepcja logo to wizualizacja skierowana konkretnie do moich charakterystycznych prac. Inspiracja do sposobu zaprojektowania fontu została oparta o: „Sweet Pea” autorstwa Emily Spadoni, „Brusher” Vlada Kristea oraz przewodnika po kaligrafii napisanego przez Tanje Cappell. Celem projektu miało być wykreowanie zindywidualizowanego brandingu na tyle elastycznego i uniwersalnego, żeby pasował do prac tradycyjnych, jak i cyfrowych, jednocześnie tworząc wspólną całość. Podstawą całego projektu było poszukiwanie inspiracji w akwarelach, sposobie nakładania pędzlem farby na teksturowy papier, poszukiwanie w tym faktury, kolorów oraz śladów przekształconych w cyfrowe plamy, a w późniejszym czasie projekt fontu stanowiącego podstawę do logo.
Proces projektowania kroju pisma to najbardziej istotny punkt całej pracy. To długotrwały, a także etapowy proces poszukiwania formy dla projektu. Stanowi syntezę mojego charakterystycznego i odręcznego pisma oraz inspirację wcześniej wymienionymi fontami. Zaczęłam od wielokrotnego wypisania odręcznie całego alfabetu, stając się podstawą procesu i doskonałym ćwiczeniem. Z tygodnia na tydzień charakter i forma zmieniały się ulegając próbie oraz uproszczeniu. Starałam się dopasować do siebie małe i duże litery, cyfry, znaki oraz interpunkcję, tworząc zestaw.
Elementy składające się na tło dla logotypu zostały wykonane w technice akwareli, tuszu, akrylu, ołówka oraz cyfrowego przekształcenia plamy. Te warianty odnoszą się do moich ulubionych technik, w których najczęściej tworzę swoje prace. Plamy wraz z logotypem tworzą indywidualny zestaw do wykorzystania na wielu płaszczyznach, takich jak internet, druk czy promocja marki własnej. Owy projekt logo posłużył do brandingu wcześniejszych prac powstałych w wyniku projektów wykonanych na studiach, ozdobienia ręcznie szytych i ekologicznych szkicowników, naklejek, ekotoreb czy ręcznie farbowanej koszulki. Nieodłącznym elementem prezentacji było stworzenie Instagrama, na którym zostały wcześniej opublikowane najbardziej atrakcyjne prace. Przypomina trochę w uproszczonej formie portfolio, ale na tyle luźne by mogło zostać wykorzystane przy relacji wystaw i przyszłych projektów prywatnych, jak i na studiach.
Końcowy etap pracy to zaprojektowanie dziewięciu plansz pokazujących case study powstawania logo, ciekawy pomysł na koncepcję użycia logo w formie mockup oraz pokazanie tego, że krój pisma jest użytkowy, nie stanowi wyłączenie ozdoby, czy imitacji fontu. W efekcie końcowym powstała spójna, a jednocześnie indywidualna kreacja marki własnej. Najbardziej zależało mi na stworzeniu mocno elastycznej formy logo, która będzie zmieniać się i ewoluować wraz z przyszłymi projektami, będąc nieodłącznym elementem prezentacji tego, co stworzę. Kładąc nacisk na pracochłonny wymagający wielu prób i błędów proces, decydując się na pewne inspiracje oraz rozwiązania, a przede wszystkim, dostosowując się do swoich prac doszłam do momentu, w którym czuję ogromną satysfakcję i zadowolenie z tego, jak prezentuje się cały projekt.
Katarzyna Żok
"Apoidea"
dyplom magisterski na kierunku Sztuki Wizualne
Pracownia Malarstwa
Promotor: dr hab. Jarosław Łukasik, prof. UZ
Natura to jednocząca różnorodność, splatająca potęgę żywiołów z kruchością pojedynczych istnień. Zauroczyłam się zmiennością. Zainspirowała mnie do eksplorowania miejsc, gdzie jej piękno jawi się jako dyskretna przestrzeń stworzeń dużych i małych. Zwłaszcza tych małych, niepozornych, ale będących istotnym ogniwem w łańcuchu życia na Ziemi.
Energia życia łąk, pól, ugorów, drzew tkwiących samotnie wśród traw, koi podczas spacerów i jednocześnie inspiruje. Pobudzają mnie kolory, zwłaszcza maków; są częstym tematem moich obrazów. Lubię je jako temat malarski ze względu na ich plastyczność, kształty przeradzające się w nieregularności, światło które łapią, rozbłyski, refleksy. Mogę je malować nieustannie, każdy kolejny obraz pobudza mnie do namalowania kolejnego obrazu łąk z ich motywem; w kolejnej konfiguracji, kadrze; w coraz to nowy sposób.
Z wielostronnego obcowania z naturą i w miarę pogłębiania się mojej świadomości ekologicznej pojawiło się zainteresowanie owadami zapylającymi. Początkowo, kierowana ciekawością, obserwowałam je jako kształty aby z czasem dostrzec je w ich własnym kontekście potrzeb i problemów. Zaczęłam je malować na tle „moich” łąk i sielskich pejzaży, bo przecież nie będzie ich jeśli zabraknie owadów. Postanowiłam poznać świat Apoidea i jej fascynującej przedstawicielki: pszczoły. Wyrazić moje zauroczenie pięknem jej kształtu, oddać hołd dla gatunku, bez którego życie nie było by możliwe w takiej formie jaką znamy.
Moja sztuka jest przedstawiająca. Wynika z mojego głębokiego i wrażliwego stosunku do świata. Chcę by zawierała prawdę, przekaz, ilustrowała aby ocalić od zapomnienia, zwrócić uwagę na zagrożone elementy przyrody. Według mnie nie ma sztuki, która by powstawała bez powodu a emocja budzi pasję. Lubię być autentyczna, nie umiem udawać kogoś kim nie jestem. Dla kogoś pewnie moje tematy będą prozaiczne, dla mnie są sednem codzienności i pasji. Dlatego to o nich chcę opowiadać.
Lubię kiedy obraz jest jak szkic, namalowany splotem spontanicznych gestów, w którym plamy barw, kontrast i światło spajają się w jednolitą kompozycję w przestrzeni jednoczącej chaos i harmonię. Czasem, gdy patrzę na ukończoną pracę, podoba mi się ona mniej niż wtedy, kiedy była jeszcze na etapie szkicu lub trakcie malowania. Dla tego, aby uniknąć „rozczarowania”, często z premedytacją nie doprowadzam obrazu „do końca”. Ale to trudna sztuka: powiedzieć sobie stop. Takie „non finito”.
Poszukiwania nieoczywistych rozwiązań są dla mnie bardzo ważne, to one powodują emocje, odczucie satysfakcji albo, mimo porażek, popychają do dalszych prób.