Tomasz Sikorski - Nauka słuchania kości

 


Sztuka słuchania kości


wystawa Tomasza Sikorskiego w BWA Zielona Góra, czerwiec 2002

Powierzchnia 3x3 metry wydzielona drewnianymi ściankami o wysokości 130 centymetrów. Wewnątrz poziomo napięty materiał tworzący membranę, która drga pod wpływem dźwięków dochodzących z umieszczonych pod nią głośników. Na tej membranie leżą setki identycznych kości kurczaków. Wysuszone, lekkie kości wpadaj ą w drżenie i podskakuj ą w rytm gwałtownych i zmiennych dźwięków pobudzających różne części membrany. Światło padające z góry wydobywa to miejsce z półmroku, niczym ekran w sali kinowej. Widzowie podchodzą do ścianek i przyglądaj ą się podskakującym kościom. To, co się dzieje, może się im wydać absurdalne, może nieco makabryczne, a może zabawne. Jednak Tomasz Sikorski stara się też stworzyć im atmosferę subtelnej poetyckości, mimo użycia materiałów mogących wprawić w konsternację. Tak więc nawet serie gwałtownych dźwięków maj ą tu w sobie coś relaksacyjnego, poprzez ich specyficzną nieregularność i staranny elektroniczny montaż różnorodnego materiału. Jak zauważyłem na wernisażu, wielu przyglądało się harcom kości z wyraźnym upodobaniem. W podobny sposób można by się przyglądać wirowaniu liści na wietrze, albo refleksom światła na wodzie. To zaś może przyprawić o filozoficzną zadumę i sprowadzić myśli od "memento mori", przez "dziwny jest ten świat", po "życie jest piękne". Dlaczegóż by nie? Sam artysta w wyrafinowanej edytorsko książeczce towarzyszącej wystawie stwierdza, że istotą sprawy nie jest osądzanie czy coś jest lepsze czy gorsze, ważne jest to, by dzieło (a więc i jego odbiór) spełniało się według swej własnej logiki i potrzeb. Dodaje też kilka przestróg, jak: "...słuchaj póki możesz, bo bez słyszenia [...] śpiewak niczego nie zaśpiewa, serce nie zabije, ciało nie zatańczy. Trzeba by kości nauczyć słuchania, tak by mogły same dalej tańczyć taniec."
Praca ta ma swój urok dzięki połączeniu wyrafinowania i prostoty. Podskakujące kości; ich konkretność i związana z nimi symbolika sięgająca korzeni kultury: do kultu zmarłych, z jego całą powagą i groteskowością. Szkielet, kościotrup, czy nawet pojedyncza kość, w różnych kulturach symbolizuj ą nie tylko śmierć, brak życia i uczuć, ale także źródło życia, siedzibę duszy i zmartwychwstanie ciał, czy ofiarę składaną bogom. Kość może więc symbolicznie jednoczyć skrajne aspekty bytu. Kość, ludzka bądź zwierzęca (np. "kość kurczaka), była kluczowym narzędziem w obrzędach szamańskich;
przywoływano przy jej pomocy duchy przodków, odganiano złe moce, kierowano dusze zmarłych ku niebu. Rzucanie kości, albo ich popiół, umożliwiało wróżby. Prymitywne plemiona zakopywały odpowiednio ułożone kości upolowanych zwierząt, aby zapewnić sobie powodzenie w łowach. Późniejsze mumifikacje i nawet współczesne obrzędy pogrzebowe zachowują wiele z tych treści.
Średniowieczne i barokowe przedstawienia szkieletów i "tańców śmierci" wskazują, w duchu chrześcijańskim, na współzależność śmierci i życia.
Kościotrupy akcentują dualistyczne traktowanie ducha i materii, ale wydaje się, że ich obrazy pobudzały zarówno ascetyczną pobożność jaki i hedonizm. Pokazywano tam, że każdy już za życia tańczy ze śmiercią-kościotrupem, ale oznacza to przecież, że istnieje siła poruszająca zarówno żywe ciało, jak i martwe (?) kości.
W potocznych sentencjach kość jest utożsamiana z istotą rzeczy, rdzeniem prawdy o życiu. To, co autentyczne, wchodzi nam w kości, daje w kość, daje się odczuć w kościach. Jako doświadczenie jest to wówczas dogłębne, prawdziwe, ale zarazem pozostaje z reguły tylko niejasnym przeczuciem. Zwykła powierzchowna świadomość musi więc wczuwać się w to, co poznały kości; aby poprawić jakość swojego bycia trzeba słuchać kości, trzeba z nimi tańczyć. Podobno Konfucjusz, kiedy chciał przekazać uczniom istotę swojej nauki, to z nimi tańczył. Taniec to elastyczność, gibkość, wdzięk, instynktowe reagowanie na rytm -jakież to więc przeciwieństwo dla sztywnych kości. Kto by jednak podziwiał taniec, którego nie wspieraj ą kości?
Odgłosy podskakujących kości w instalacji Tomasza Sikorskiego nie są najważniejszym jej elementem. Słyszymy przede wszystkim serie dźwięków spod membrany, "bicie serca" tej pracy. Przyglądamy się ruchom kości, bezwładnym, ale w swej masie uporządkowanym w okresowych przemieszczeniach. Można się też przyglądać innym widzom, rozmawiać o czymś, albo myśleć. Nie ma tam żadnego narzucającego się pouczenia.
Pewne skojarzenia wywołuje też idea mechaniczności obecna w tej instalacji, narzucająca się przez serie elektronicznych dźwięków i przypadkowość reakcji kości na drgania. Setki kości przypominaj ą o zautomatyzowanych fermach drobiu, gdzie życiowe funkcje organizmu są zredukowane do minimum i podporządkowane opłacalności hodowli. Mechaniczne życie i mechaniczna śmierć kurczaków. Również i dla nas coraz więcej techniki w obsłudze życiowych potrzeb, w tańcu śmierci. Jaką wróżbę i w jaki sposób można odczytać z kości rozrzucanych przypadkowymi (choć zaprogramowanymi) impulsami? Może mógłby to zrobić komputer, analizujący błyskawicznie te efemeryczne układy? A może robią to nasze kości? Posłuchajmy.